środa, 16 kwietnia 2014

... po prostu ...

"Nie zamierzam się w to wszystko mieszać, bo zaczyna człowiekowi zależeć, a im mu bardziej zależy tym szybciej wszystko traci. Może łatwiej jest ... dać sobie spokój." -Harry Potter

Alkohol zobojętnia, gorzej jak rano obojętność się kończy.


sobota, 12 kwietnia 2014

even Angels die

Czasami, a nawet coraz częściej niż czasami, odnoszę wrażenie, że wszystko byłoby łatwiejsze, gdybym umiała wyparować. Niepotrzebne sytuacje, bezsensowne problemy, głupie momenty i nieprzemyślane reakcje to wszystko powoduję, że niszczę coś dobrego, że staję się przyczyną, która psuje świat innym. Gdybym tak po prostu mogła pstryknąć palcami i zniknąć w ciągu ułamka sekundy, o ile życie osób, które to znoszą stałoby się prostsze! To już nawet nie jest świadomość denerwowania innych, ale to irytacja sobą samą. Sama mam dosyć siebie, tak po prostu i byłoby łatwiej, jakby mnie nie było, nawet mi samej byłoby łatwiej nie być.

środa, 12 lutego 2014

do mnie



Chyba znowu tego potrzebuję. Tego porozmawiania samej ze sobą. Nie wiem, dlaczego dopiero tutaj moje myśli mają sens. W głowie nie chcą się układać, mieszają się ze sobą, czasami gubią gdzieś w otchłaniach pustki sprawiając, że coś uderza we mnie od środka, ale sama nie wiem co dokładnie.  To wszystko sprawia, że emocje potrafią zmieniać się z minuty na minutę, tak jakbym w jednej chwili dosięgała nieba, a w następnej uderzała z hukiem o piekło. Czasami się boję. Boje się zrobić krok do przodu, bo nie wiem, co może przynieść, czego mogę się spodziewać. Tak bardzo bezmyślna w tym co robię, nienauczona znaczenia najprostszych słów, nie zdaję sobie sprawy w siły, jaką mają w sobie gesty, działania, pomysły. Tak zwyczajnie nieprzygotowana do przyszłości.

niedziela, 19 maja 2013

przerażająca cisza



Wszechogarniająca bezsilność. Przerażenie. Wrażenie jak całe szczęście i radość nagle uciekają przez palce jak piasek. Dwa najpiękniejsze tygodnie maja, czternaście wspaniałych dni, o których nawet nie marzyłam, pół miesiąca jak wyjęte z filmu. Dlaczego życie najpierw nas uszczęśliwia, a zaraz potem zabiera więcej niż dało? Dlaczego „teraz” nie może trwać ciągle, tak w … hmmm…. nieskończoność? Naprawdę nie chce jutra, nie chce znać kolejnych dni, nie chce wiedzieć co może się wydarzyć! A co jest najgorsze? 

   Cisza.   

I bezsensowne rozmowy tylko po to żeby nie myśleć. Strach przed tym co może się zdarzyć paraliżuje mnie. Mam wrażenie, że cały świat upada. Wiem, że taka jest kolej rzeczy. To co się dzieje jest normalne. Ale dlaczego to musi się dziać już teraz? Budowanie przez tyle lat iluzji, że to wszystko co w okół mnie jest niezniszczalne, że będzie trwać wiecznie i nagle dzisiaj zdaje sobie sprawę jak bardzo mój świat jest kruchy. Wystarczy lekki podmuch i wszystko rozpada się jak domek z kart. Nie, nie mogę myśleć w ten sposób, będzie dobrze, musi być, to nie może dziać się teraz, to nie powinno dziać się nigdy. Boję się, naprawdę się boję

sobota, 20 kwietnia 2013

czsem myślenie boli ...

Wieczór. Cisza. Ja i moje myśli i wyobrażenia obijające się od każdej ściany i uderzające we mnie ze zdwojoną siłą. Uderzają, a potem doprowadzają do stanu w którym nie poznaję sama siebie. Tak, myślenie na prawdę czasami boli. Boli tak bardzo, że nie pozwala się skupić na czymkolwiek innym, powoduje że człowiekowi robi się niedobrze. Z każdą sekundą coraz bardziej niepewna tego czego chcę. Wydaje mi się, że to wszystko byłoby o wiele prostsze, gdybyśmy jak roboty, byli zaprogramowali, nie myśleli, robili tylko to co robić powinniśmy. Dlaczego jest tak, że podczas tych wieczorno-nocnych przemyśleń obiecuję sobie coś, to potem i tak robię wszystko, żeby tą obietnice złamać? To chyba brak samokontroli. Najwyższy czas ogarnąć siebie samą i zacząć działać jak maszyna, bez żadnych dodatkowych emocji, bez myślenia o tym "co by było gdyby...". Wystarczy! Im więcej myślę, tym dochodzę do głupszych wniosków. Tak, myślenie na prawdę boli.






sobota, 23 marca 2013

indecision

         "Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną,
          nienawidzić ród męski, nigdy nie być żoną."
                                     A.Fredro "Śluby Panieńskie" 


Od kilku pięknych dni, a może już nawet tygodni zadaję sobie pytanie: czego chcę? Z jednej strony przeszkadza mi moja  codzienna monotonia, z drugiej nie wyobrażam sobie, aby moje życie maiło wyglądać inaczej niż obecnie. Może tak bardzo przyzwyczaiłam się do tego stanu trwającego od niepamiętnych czasów, że już tylko pustka daje mi szczęście i wewnętrzny spokój. Naturalnie są dni, w których potrafię sobie wmówić, że wszystko się zmieni, że to jest ten czas, kiedy trzeba zrobić coś ze swoim życiem, a nie tylko czekać na wygraną na loterii swoja własną bajkę z happy endem. Ale kogo ja próbuję oszukać? Ja wcale nie chcę niczego zmieniać. Jest mi właśnie dobrze tak jak jest. Żadnych zależności, żadnych problemów, żadnych wahań emocjonalnych. Tylko ja patrząca na resztę świata z oddali. Tak, teraz mogę spojrzeć w lustro i przyznać się do tego samej sobie: nie mam ochoty (a może odwagi) wchodzić do tego świata, w którym nie liczę się tylko ja i moje potrzeby i w którym aby żyć należy się dla kogoś otworzyć. Dlaczego tego nie chcę? Może dlatego, że zdaję sobie sprawę, że wystarczy nie trafić w swoją bajkę i koniec będzie nie mniej tragiczny niż historia Titanica. Musiałam chyba to napisać żeby samą siebie uświadomić i przekonać :) Zamierzam żyć. Żyć tylko dla siebie. W moim (z niewyjaśnionych przyczyn) entuzjastycznym podejściu to "tego wszystkiego" przeszkadza mi już tylko fakt, że prawie kwiecień, a ukochanej wiosny jak nie było tak nie ma. A szkoda, bo słońce (kiedy tylko się pojawia) daje tak mi tak niewyobrażalnie ogromną siłę i radość. I chcę już móc zacząć nosić te wszystkie sukienki i krótkie spodenki gromadzące się całą zimę w mojej szafie, ale jak na razie pozostaje mi tylko gruby sweter i kalosze. No cóż ... aby do maja (każdy ostatnio czeka na maj, ale tylko ja mam powodów inny niż reszta).